Miejski sad
przez Corinna Zyska
"Sadzą te kwiatki, a posadziliby jakieś porzeczki. Człowiek by chociaż przekąsił..." - ubolewa Pan Kloszard, patrząc na wiosenne nasadzenia na krakowskich Plantach. Dlaczego sadzi się tak niewiele roślin owocowych w Krakowie? Czy miejski sad miałby w ogóle jakikolwiek sens?
DLACZEGO NIE POWSTAJĄ MIEJSKIE SADY?
No tak. Powody są przeważnie oczywiste:
1. zanieczyszczenia
To pierwsze, co przychodzi nam do głowy. I jest to argument trudny do podważenia. Miasto generuje duże skażenie gleb, które miejscowo i praktycznie na wiele, wiele, wiele lat sprawia, że ziemia nie nadaje się pod uprawę. Najżyźniejsze gleby leżą na terenie największej dzielnicy naszego miasta – w Nowej Hucie. Na jej obrzeżach wielu właścicieli ziemskich w pogardzie mając dymiące kominy uprawia tam od lat warzywa i owoce. A najwyższe stężenia zanieczyszczeń (dane KAS i AGH) odnotowano głównie na osiedlach domów jednorodzinnych w:
- Bronowicach,
- Klinach,
- Jugowicach,
- na Starym Bieżanowie
- w Skotnikach.
Zatem nie wszystkie dzielnice naszego miasta cierpią wskutek zanieczyszczeń po równi. Teoretycznie na “czystym” terenie po przeprowadzeniu analiz glebowych można by spróbować założyć sad. Jednym z najbliższych Krakowowi obszarów sadowniczych jest Garlica Murowana, zlokalizowana zaledwie 10 km od centrum miasta. Na tamtejszych wzgórzach Katedry Sadownictwa i Pszczelnictwa UR kwitną sady wiśniowe, jagodniki, kolekcja jabłoni i winnica.
2. opryski
Sad wymaga prowadzenia, pielęgnacji i ochrony roślin przed patogenami czy szkodnikami. Opryski takie ze względów bezpieczeństwa i ze względów praktycznych nie są możliwe w przestrzeni miejskiej, jeśli teren nie byłby odpowiednio izolowany, chociażby na czas koniecznych zabiegów.
3. bałagan
Owoce, które nie są zbierane, spadają, gniją i robią bałagan. Chodniki kleją się od mirabelek. Pod jabłonkami wirują osy, a wszędzie rozchodzi się kontrowersyjny, cydrowy aromacik… Na dodatek niektórzy na owocach lubią się poślizgnąć, gdy zamiast patrzeć pod nogi, myślą o niebieskich migdałach.
OWOCOWE MIASTO
Czyli pomysł bez sensu? Wcale nie. Przecież z czasem pojawią się nowe możliwości w naszym mieście, które dadzą szansę takim przedsięwzięciom. Elektryczne samochody zamiast kopcicieli, egzekwowany zakaz palenia w piecach w Krakowie i okolicach (z których do nas wciąż zawiewa aromatem palonego kalosza), zabiegi odtruwające glebę. Trzymamy kciuki, ale też zbieramy wiedzę i pomysły. W międzyczasie przyglądamy się owocowym drzewom i krzewom, które już w naszym mieście są.
Skąd się wzięły? Na przykład w Katowicach jest pewien pan, który z nieznanych przyczyn grasuje po mieście sadząc orzechy – nazwijmy go panem Wiewiórskim. A kto posadził w Krakowie mirabelki?
- wiele z drzew owocowych np. dzikie śliwy to samosiejki, przyniesione przez ptaki
- niektóre drzewa owocowe sadzili mieszkańcy miasta, kiedy jeszcze ich dzielnice wyglądały zupełnie niemiejsko. Lub też sadzili je po przybyciu z terenów wiejskich z powodów praktycznych i sentymentalnych…
- derenie jadalne, które spotkamy na Plantach to rewelacyjne rośliny ozdobne. A ich owoce - bonus. Podobnie jak rokitnik czy świdośliwy.
Dlaczego drzewa i krzewy owocowe są potrzebne w mieście?
- zapierają dech w piersiach, kiedy zakwitają na wiosnę
- stanowią ważny czynnik wzbogacający bioróżnorodność – są pokarmem dla owadów, ptaków, gryzoni
- karmią ludzi ubogich, których w naszym mieście niestety nie brakuje.
Owoce w mieście zbierają też osoby, które po szybkim przekalkulowaniu: zanieczyszczenia metalami ciężkimi (kadm, ołów, rtęć, arsen) kontra chemiczne opryski pestycydami stwierdzają, że metale ciężkie to mniejsze zło. Takich osób jest więcej, bowiem powstała nawet swoista, ogólnoświatowa organizacja Spadający Owoc. Na ich stronie fallingfruit.org miejscy zbieracze dodają lokalizację np. drzew owocowych w swoim mieście – w Krakowie oznaczono 39 stanowisk, głównie kontenery z odpadkami jadalnymi…
A co, jeśli i nas kuszą miejskie jabłuszka? Wymyte (nie otarte o spodnie!) owoce ponoć można sporadycznie skonsumować (jeśli nie zebraliśmy ich z jabłonki przy Alejach Trzech Wieszczów…). Lekarze przestrzegają jednak przed długotrwałym karmieniem się warzywami i owocami, rosnącymi na glebach miejskich, skażonych oraz zabraniają karmić nimi dzieci. No i przecież zawsze w sezonie na balkonie można założyć własny mini sad. Na nieskażonym podłożu, pod czujnym okiem miejskiego sadownika, stosującego biokompost i ekologiczne metody ochrony roślin niechaj rosną w Krakowie truskawki, borówki, pigwowce, derenie.